poniedziałek, 16 stycznia 2012

Rafał Piwowarczuk - Król Kalamitas


Rafał Piwowarczuk - Król Kalamitas

Nerwowy jest to władca,
Stroi głupie miny.
Ma on jedną żonę
I trzy konkubiny!
Grzywa trochę siwa,
Lecz postura potężna
Wspaniały symbol jego
Srogiego oręża.

Obudził się król w nocy.
Potrzeba go nagli,
Nie chce mu się wstawać,
Więc drapie się po... ''szabli''.
Nic to jednak nie daje,
Ulgi żadnej nie ma.
Co biedny ma zrobić?
Do wyjścia się zbiera.
Nie chce budzić żonki,
Drzwi otwiera leciutko
I biegnie do kibelka
Jak gepard- prędziutko.

Toaleta piękna!
Jakie lustra, krany!
Wpada szybko królciu
Podirytowany.
Zimno w całym zamku
Aż się tyłek trzęsie!
Lecz jak legnie w wyrko
Zaraz mu to przejdzie.

Wraca już przez hole
Do sypialni wchodzi
Wtula się w żoneczkę
Mróz już mu nie szkodzi.


Wstaje słonko rano
Pieje kogut głośno
Trzeba znowu wstawać
W tę zimę nieznośną.
Wyszedł król przed zamek.
Lud go pięknie wita.
Kroczy on dostojnie,
a za nim kobita.
Lezie to jak kaczka,
Łapskami swymi szura,
Więcej elegancji
Znajdziecie u szczura!

Podszedł więc Kalamitas
Do konika swego.
Kary ogier, wysoki,
A wzrok szalonego.
Piękna, długa szyja
I taka także grzywa.
Bezbłędnie imię trafione:
Furor się nazywa!
Dosiadł go na oklep.
Na mszę się wybiera.
Chce wypaść odpowiednio
Więc żony nie zabiera...

Piękne ma swe stroje,
Przywdział też sandały.
Udał się do klasztoru.
A budynek to wspaniały.
Zanim jednak stanie
U Braci, u ołtarza
Postanawia najpierw zajrzeć
Do głównego refektarza.

Spędził tam godzinę.
Najadł się do syta.
Żarł wszystko co popadnie
Jak świnia z koryta!
Wkurzyli się Braciszkowie
Broń pochwycili
Kopiąc króla w... łydkę    
Z klasztoru wyrzucili.

Biegnie władca szybko
Mija ciosy, strzały!
Osiąga taką prędkość
Że płoną mu sandały!
Lecz potknął się o kamień
W powietrzu tylko jęknął
Zrobił ze dwa salta
I na ziemię... glebnął!

Podbiegli doń Braciszkowie
Nic zrobić nie mogli
Odszedł od nich władca.
Wspaniały i słodki.
W trumnę go wsadzili
Wśród płaczów i szlochów,
Włożyli twardą skrzynię
Do zamkowych lochów.


Tak kończy się legenda,
O królu Kalamitasie.
O lekko siwych włosach
Na głowie i klacie.
Za jego wspaniałych rządów
Nie zaznano głodu.
Nie było także pola
Zostawionego w odłogu.

Więc pamiętajcie dzieci
O królach co rządzili,
Choć bardzo dawno temu
Po ziemi tej chodzili.
I szanujcie też historię.
Bo to ważna sprawa.
Chrobry, Zygmunt, Mieszko
I jego Dobrawa.

To ostatnie dzieło.
Więcej już nie będzie.
Po co me nazwisko
Ma być znane wszędzie?...   :P


niedziela, 8 stycznia 2012

Refleksyjnie...


Tadeusz Miciński - Morietur Stella



Godzina moja się zbliża
i otaczają ciemności -
już wyschły źródła miłości
i w płomiennej męce krzyża
serce wciąż głębiej się zniża,
wciąż głębiej w nim rany rozdzieram -
i żyję, by czuć, że umieram.

Na fali czystym błękicie
łódź moja płynie w wygnanie -
i widzę zorzy świtanie -
i widzę loch mój w granicie -
oh, ręce moje otnijcie,
gdyż bramę Grozy rozwieram -
On rzekł mi: ja w Tobie - umieram.

Nade mną złote łabędzie
rozbłękitniają się w hymny -
a w głębi widzę gad zimny,
i oczy krwawe - w obłędzie -
i ktoś mi szepce: - ja wszędzie
za twoim sercem się wdzieram -
ja mrok - ja śmierć - ja Bóg - nie umieram.

O wy, kratery wulkanów,
zamarzłym ogniem zionące -
o, moje róże więdnące,
wśród czarnej mgły oceanów -
o niedolo mych peanów,
w których się Boga wypieram,
a stopy zimne całując, umieram.

Słowiku, co ożywiasz gaje
w pustyniach mojego łona -
ach, jakże serce me kona
ach, jakiej męki doznaję -
paląc w płomieniach swe raje -
na lichej kolumnie się wspieram -
z nią padam - i łkam - i umieram.

Z Twych rąk mi płyną ulżenia,
gdy krwią swą rosisz me lico -
lecz doli mej tajemnicą
zamknięta w grodzie płomienia!
gdzie tak mnie trapią cierpienia
i tyle szturmów odpieram,
żeć zamek zdam - bo umieram.

Oto jak cień się przekradać
pod murem rajskich ogrodów -
w ogniu się paląc wśród lodów -
mieć Cię - a nie posiadać -
zdobyć - ukochać - postradać -
to człowiek - z niego się wydzieram
- daremnie! daremnie żyję i umieram.